piątek, 30 maja 2014

Śpisz czy nie?

Problemy z zasypianiem i spaniem miała Mania chyba od zawsze.
A nie! Przepraszam! Przez pierwsze kilka tygodni swojego życia spała świetnie, budziła się tylko na karmienia. Kiedy zaczęły się kolki, zaczęły się też problemy ze snem. Do kolek doszedł refluks żołądkowo - przełykowy i kłopoty gotowe. Po każdym karmieniu Mania musiała być noszona co najmniej około 30 min w pozycji pionowej i siłą rzeczy wtedy właśnie zasypiała. Później nie potrafiła już zasnąć nie noszona albo nie lulana. I tak wyglądało jej zasypianie aż do teraz. Ma już prawie 14 miesięcy i waży około 12 kg więc i ręce zaczęły wysiadać. Czas na zmiany!

Postanowiliśmy spróbować z metodą 3-5-7. W wielkim skrócie polega ona na tym, że kładzie się dziecko do łóżeczka, mówi kilka zdań o tym, że teraz nauczy się zasypiać samo, po czym wychodzi się z pokoju. Najpierw przychodzimy do malucha co minutę, potem co trzy i co pięć. I tak do skutku, aż dziecię zaśnie. Dotąd byłam bardzo przeciwna tej metodzie. Uważałam, że to tresura, że trauma dla dziecka, że nic dobrego z tego nie może wyjść, że dziecko zaśnie ze zmęczenia płaczem a nie nauczy się spokojnie zasypiać. Ale kilka dni temu stwierdziliśmy, że nie można przecież dziecka kołysać i nosić bez przerwy. A co by było gdyby musiała zostać z na dłużej z babcią/ciocią/nianią? A co będzie w październiku kiedy ja wrócę do pracy? Nie będzie spała dopóki ja nie wrócę z pracy? No tak nie może być...

No więc (wiem, że tak się zdania nie zaczyna:)) jak już pisałam mimo wszystko postanowiliśmy spróbować z tą metodą. Po kąpieli i mleczku położyłam Manię do łóżeczka, powiedziałam że bardzo kocham i że nauczy się teraz zasypiać sama i takie tam, po czym wyszłam. Najpierw ze 2 - 3 razy wchodziłam co minutę, a później co trzy. Nie miałam sumienia przedłużyć czasu oczekiwania do pięciu minut. Mania płakała strasznie przez pierwsze 10 minut, a później zaczęła uspokajać się za każdym razem kiedy wchodziłam do pokoju. Po 50 minutach spała. I wszystko byłoby super, gdyby nie kupka zrobiona w trakcie....No nic, następnego dnia na drzemce ta sama metoda, tym razem Mania zasnęła po 25 minutach ale....znowu kupa w pieluszce. To chyba nie przypadek? Za brutalna ta metoda - stwierdziłam i zmodyfikowałam ją pod nasze potrzeby :)
Mania tak jak wcześniej ma zasypiać w swoim łóżeczku ale ja nie wychodzę z pokoju tylko siedzę sobie niedaleko i podchodzę co kilka minut żeby położyć/przykryć Manię. Takie usypianie trwało ponad godzinę, ale bez płaczu, bez stresu i bez tej nieszczęsnej kupy :) Dumna jestem!!!!

Dziecko moje PIERWSZY raz od ponad roku zasnęło samo w swoim łóżeczku :D

Myślę, że teraz ten czas zasypiania będzie się skracał, tylko wiem że muszę być konsekwentna. A więc od dziś: żadnego noszenia/kołysania/lulania do snu!

A jak jest u Was?
W jaki sposób zasypiają Wasze dzieci?
Musiałyście je jakoś specjalnie tego uczyć czy po prostu od początku nie popełniłyście w tej kwestii błędów :)?

sobota, 24 maja 2014

Zwykły niezwykły dzień

Piękna pogoda na dworze, a my z Manią zaczynamy czuć że żyjemy :-)

Już około 8.30-9.00 wychodzimy na pierwszy spacer. Zwykle na tym spacerku Mania grzecznie siedzi w wózku, więc możemy poszwendać się po naszym małym miasteczku.

Mania ostatnio zrobiła się dużo śmielsza, więc zaczepia wszystkich ludzi siedzących na ławkach. Posyła im swoje najszczersze i najpiękniejsze uśmiechy :-) A oni odwzajemniają - prawie wszyscy :-) Ogólnie z niej straszna śmieszka. Bywa tak, że gdy jedzie wózkiem śmieje się głośno sama do siebie a ja idę z tyłu i też się śmieję. Hehe komicznie to musi wyglądać z boku :-)

Po drodze oczywiście Mani buzia się nie zamyka:

- doda
- tak Maniu, woda (i tak ze 20 razy, gdy mijamy rzeczkę)

- dudi - z rękami za głową
- tak Maniu, duży samochód (gdy widzi większe auto)

- jejeeee
- Wieje wiatr?
- ochhhh
(ta kwestia najbardziej mi się podoba :-D)

- totaaaa (za każdym razem gdy wydaje jej się że widzi ulubioną Ciocię, albo gdy wcześniej powiedziałam że pójdziemy do Cioci)

- patiii
- tak Maniu, Pani (z 1500 razy podczas jednego (!) spaceru)

Po około 1,5 godziny takiego spaceru wracamy grzecznie do domu i czekamy aż słońce przestanie tak mocno grzać. W tym czasie Mania ma swoją 2-3 godzinną drzemkę a ja trochę czasu dla siebie i dla domu.

Po 16.00 znowu wychodzimy. Tym razem wózkiem jeździmy około godzinę a później... hulaj dusza na placu zabaw. Mam wrażenie, że Mania mogłaby tam spędzić cały dzień :-). Biega od jednej atrakcji do drugiej:

- deja! (zjeżdżalnia)

- buju (huśtawka)

- patapa (konik)

I ciągle się zastanawiam jak to jest możliwe że ja jestem prawie na wykończeniu a ona dalej biega i energia zdaje jej się nie kończyć :-)

niedziela, 11 maja 2014

Kto zajmie się Twoim dzieckiem?

Od dłuższego czasu, właściwie odkąd urodziła się Mania, bardzo często spotykam się z dwiema koleżankami, które mają dzieci w podobnym do Mani wieku. "Kojek"* jest młodszy od Mani o prawie 4 miesiące a "Mankuu"* starszy o prawie miesiąc. Właściwie widzimy się po kilka razy w tygodniu. Najczęściej spacerujemy ale od czasu do czasu spotykamy się też "na kawce" u którejś w domu - z dzieciakami, rzecz jasna :-).  Lubię te nasze spotkania, Mania chyba też bo bardzo się cieszy gdy przychodzą do niej koledzy :-). Jest tylko jedno małe ALE - zachowanie Mam. O ile Mama Kojka jest super i mogę z nią/nimi siedzieć cały dzień u mnie w domu, o tyle wizyty Mamy Mankuu odkąd mały zaczął chodzić coraz częściej i coraz bardziej mnie męczą i denerwują. Dlaczego? Już piszę:

- JA chodzę za Mankuu po całym mieszkaniu,

- JA zabieram mu spodek od filiżanki, który zgarnął ze stolika,

- JA odsuwam go od szafki ze szklanymi drzwiami, w które zaczyna uderzać rękami/zabawką

- JA odsuwam go od Mani kiedy próbuje ją uderzyć zabawką albo ręką.

A kto w tym czasie pilnuje Mani, która wspina się gdzie popadnie, również zainteresowana jest szklanymi drzwiami/spodkami/filiżankami i biega po całym mieszkaniu? NO WŁAŚNIE NIE! NIE MAMA MANKUU, tylko ja. A mama Manku pije kawę, bo przecież po to przyszła. To nic że z dzieckiem.

* ze słownika Mani

czwartek, 8 maja 2014

Lepiej nie planować?



Jakoś nie mogłam ostatnio znaleźć chwili żeby coś naskrobać. Dni słoneczne, częściej i na dłużej wychodzimy na dwór. Kiedy z kolei jesteśmy w domu Mania pochłania całą moją uwagę. Jedynie w trakcie jej drzemki mam chwilę dla siebie ale muszę wtedy ogarnąć mieszkanie i zrobić coś do jedzenia. A wieczorem gdy Córka pójdzie spać, ja....też padam ze zmęczenia. Przesilenie wiosenne jakieś czy co? Miałam nadzieję, że naładuję akumulatory w okolicach czerwca/lipca nad morzem ale niestety chyba w tym roku nigdzie nie pojedziemy.... Przymusowy, częściowy remont łazienki i naprawa auta pochłoną budżet przeznaczony na wakacje :'(.

Bardzo mi szkoda bo już od dawna cieszyliśmy się z Tatą na myśl o wakacjach gdzieś nad polskim morzem, które uwielbiamy. Zastanawialiśmy się jaka będzie reakcja Mani na tyyyyyle wody i piasku :-P i czy ona też polubi "ten klimat" :-). Co prawda już raz miała okazję zobaczyć morze, ale miała wtedy niecałe pięć miesięcy, więc nie wzbudziło w niej żadnych emocji :-). Właściwie pół dnia przesypiała a my zastanawialiśmy się czy nie zostać tam na stałe :-P. No i tam światło dzienne ujrzał pierwszy ząbek :-)

Czy Wy też tak macie, że jak bardzo na coś czekacie i snujecie plany, to zawsze coś po drodze "się wykolei"?! U nas tak jest za każdym razem!

piątek, 2 maja 2014

Guz guza guzem pogania...

Przechodzę zawał kilka razy dziennie a w głowie kołaczą się myśli: "po jaką cholerę marzyłam żeby Mania przestała w końcu raczkować i zaczęła chodzić?" Chciałam? To mam!
Prawie przez cały dzień chodzę za moją Królewną i próbuję nie dopuścić żeby zrobiła sobie krzywdę. Efekty?
- przedwczoraj - bliskie spotkanie z futryną i guz na środku czoła,

- wczoraj - bliskie spotkanie z kanapą u moich rodziców i drugi guz na czole,

- dziś - bliskie spotkanie z ramą łóżka sypialnianego i ogromny siniak na policzku.

I rękę dam sobie uciąć że byłam blisko, patrzyłam, pilnowałam :-/
Co będzie jutro? Następny guz czy może Mania w końcu zrozumie że można chodzić, nie trzeba wcale BIEGAĆ!

A z przyjemniejszych rzeczy...taka brzydka dziś pogoda była, że zaraz po drzemce wybrałyśmy się do Cioci M. i Szymka (Mankuuuu w języku mojej Gadułki :-)). Mamy wypiły sobie kawkę i poplotkowały, a dzieciaki trochę się pobawiły - jeśli tak można nazwać ciągłe wyrywanie sobie zabawek ;-) A swoją drogą - czy one muszą zawsze bawić się TĄ SAMĄ zabawką? :-)